Kiedy nie
mam weny powstają właśnie takie dziwne rozdziały. Myślę, że chociaż dowiecie
się czegoś nowego o Zuzi. Zapraszam do czytania ;)
***
Na języku polskim omawialiśmy „Małego Księcia”. Czytałam tę
książkę kilka dni wcześniej i nie mogłam zrozumieć przekazu. Julka najwyraźniej
też nie, bo zamiast skupić się na omawianym przez panią zagadnieniu rysowała w
zeszycie serduszka i kwiatki. Spojrzałam z ukosa na jej twórczość, którą śmiało
można było pomylić z dziełami Picasso.
– Zakochałaś się? – spytałam.
Łypnęła na mnie groźnie.
– Nie. No co już rysować nawet nie można?
– Można. Ale my tu książkę omawiamy kochana – uśmiechnęłam
się.
– A czytałaś to? – spytała mnie.
– No.
– Ty kujonie – westchnęła. – Chciałabym być taka mądra jak
ty.
Ponownie się rozpromieniłam. Julia wielokrotnie mówiła mi,
że jestem mądra. W jej oczach ja i Marta byłyśmy wielce inteligentne. Pewnie
dlatego, że byłyśmy jednymi z najlepszych uczennic w klasie. Marta była. Ja po
prostu musiałam uważać na mamę.
Moja rodzicielka, sama przerwawszy studia skończyła jedynie
milion płatnych kursów, które miały doskonalić jej umiejętności w dziedzinie
jaką była księgowość. Niestety mimo tego wszystkiego nie miała stałej posady.
Swoją straciła na skutek likwidacji firmy. Była wybredna i wiele ofert
odrzucała, aż w końcu przyszło bezrobocie i przestała jakiekolwiek dostawać.
Miałam wrażenie, że cale życie żałowała tego, że jednak nie skończyła tych
studiów. Na szczęście powodem nie byłam ja, a mój starszy brat Mikołaj.
Brat-wpadka jak nazywałam go, gdy chciałam być złośliwa.
Mimo tego, że to on był przyczyną, dla której mama nigdy nie
uzyskała dyplomu z ekonomii, miałam wrażenie, że jest jej oczkiem w głowie. Ja,
choć byłam młodsza nie odczuwałam tak na sobie jej miłości. Wręcz przeciwnie.
Rzadko rozmawiałam z mamą, a jeżeli już dochodziło do takiej sytuacji były to
jedynie kazania na temat niezadowalających wyników w nauce lub późnego wracania
do domu. Miko za to była zawsze grzeczny, pomocny, miły i spokojny. Do tego był
zawsze wzorowy. Nie można było sobie wyobrazić lepszego syna.
Nie byłam też typową córeczką tatusia. Mój ojciec, choć był
głową rodziny i głównym żywicielem w domu, był też pantoflarzem. Jeśli chodzi o
sprawy domowe niewiele się wtrącał. To mama wydawała polecenia i pilnowała
porządku. Mikołaj był poza systemem, a ja i ojciec musieliśmy chodzić jak w
zegarku.
Wielokrotnie żałowałam, że nie mam mamy przyjaciółki jak
Majka, która ze swoją żyła w całkowitym pokoju i symbiozie. Kiedy chciała
dostawała kasę na zakupy, a prócz tego zawsze mogła liczyć na rady. Moja matka
zdawała się nigdy nie być młoda. Często pytałam czy kiedy była w moim wieku nie
czuła się podobnie, ale zawsze zaprzeczała:
– Nie. Ja w twoim wieku się uczyłam, a nie latałam za
chłopakami czy ganiałam po dyskotekach. Dopiero na studniówkę założyłam szpilki
i pomalowałam usta szminką. Takie młode dziewczyny jak ty nie powinny się
malować.
Obiecywałam sobie, że nigdy nie będę taka jak ona i mojej
córce w przyszłości będę pozwalać na dużo więcej, a przede wszystkim będę dla
niej wsparciem. Nie rozumiałam jak można tak doszczętnie zapomnieć o tym jak
żyło się dwadzieścia lat wcześniej.
Cięgle słyszałam opowiastki o tym, że niczego nie było na
sklepowych półkach, a w szkole były mundurki i wszyscy chodzili tak samo
ubrani. To jednak nie znaczy, że nie mieli takich samych marzeń i problemów.
Moja mama zdawała się jednak pochodzić z innej planety.
– Wiesz, to bardzo mądra książka – powiedziałam Julce
otrząsając się z rozmyślań. – Posłuchaj pani.
Młoda studentka, która miała akurat praktyki była z początku
bardzo zestresowana perspektywą prowadzenia lekcji. Szybko jednak zauważyła, że
nasza klasa choć niemiłosiernie leniwa, jest w gruncie rzeczy przyjazna i skora
do współpracy, a przynajmniej powstrzymująca się od jawnego buntu. Niektórzy
spali, inni tak jak Julka rysowali serduszka, a ja słuchałam pani, która z
pasją opowiadała o lekturze.
Uśmiechnęłam się kiedy na mnie spojrzała.
– A jak wy myślicie? – zapytała w tamtej chwili. – Kogo
przypomina wam Mały Książę?
– Piotrusia Pana – mruknęłam pod nosem, ale nie miałam
ochoty wypowiadać się na forum klasy.
Zdaniem pani praktykantki i zdaniem każdego opracowania tej książki,
opowiadała ona o dorastaniu. Według mnie mówiła ona o tym, że nawet dorastając
powinniśmy zachować w sobie dziecko. Gdzieś w głębi serca powinniśmy z nim
rozmawiać od czasu do czasu i opiekować się nim, bo tylko dzieci potrafią śmiać
się szczerze, widzieć wszystko takim jakie jest bez podejrzeń i być
prostolinijne.
– Ja nie czytałam to nawet nie wiem o co chodzi –
powiedziała moja ciemnowłosa sąsiadka.
– To trochę za dużo, żeby ci opowiadać – przyznałam. – Ale
sens jest taki, że trzeba patrzeć sercem a nie oczami. Taki cytat był.
Najważniejsze to, co niewidoczne dla oczu.
– Jakie piękne słowa – zachwyciła się Julka. – O miłości.
– Ty się zakochałaś – powiedziałam znowu. – Zaraz się dowiem
w kim.
– Albo o przyjaźni – dodała ignorując moje słowa.
– Taak – roześmiałam się.
Czas mijał szybko. Na dobre zaczęła się wiosna. Nie było już
czasu na naukę, akurat wtedy, kiedy powinien być. Wszystkie przerwy spędzałyśmy
z Julką na boisku obserwując ludzi, a w szczególności Martę. Mojej ciemnowłosej
przyjaciółce nie mijała chęć „odbicia” jej z rąk Anety i reszty. Nadal knuła i
powoli zaczynała zanudzać mnie tym tematem. Paulina mogła mieć rację mówiąc, że
blondynka też ma już nas dość.
Plan Julki był w gruncie rzeczy prosty. Należało jedynie
umawiać się z Martą po szkole jak najczęściej, podstępnie wyciągać z niej
informacje, jakich sama nie chciała wyjawić i przysiadać się do niej na
przerwach zanim zrobi to Aneta. Moja pomysłowa kumpela ustaliła nawet
nieregularny grafik wedle którego miałyśmy zajmować Marcie czas, tak, by sama
nic nie podejrzewała.
Właśnie była moja kolej na spotkanie z przyjaciółką, na
które byłam już spóźniona. Niepotrzebnie proponowałam, że po prostu wpadnę po
nią do domu. Marta mieszkała na tyle daleko, że w razie spóźnienia nie pomógłby
nawet omijający korki autobus. Biegłam co tchu w moich nastoletnich nie
wyniszczonych przez tytoń płucach, a i tak nie miałam szans być na czas. Na
osiedlu Marty zwolniłam tempa, by nie wyglądać przed nią jak zziajany pies.
Idąc wolniejszym już krokiem dotarłam w końcu pod jej drzwi, przywołałam na
twarz przepraszający uśmiech i zapukałam.
Otworzyła mama mojej przyjaciółki. Była to kobieta o
przyjaznym usposobieniu, jednak w żaden sposób nie pasującym do niego surowym
wyrazie twarzy. Jej wąskie usta, tak podobne do ust Marty, układały się w
kreskę, a kąciki opadały nieznacznie ku dołowi powodując to niemiłe wrażenie
wrogości. Pani Krystyna, gdy tylko mnie zobaczyła uśmiechnęła się i przywitała
mnie przyjaźnie.
– Dzień dobry. Jest Marta?
– Marty nie ma. Przed chwilą wyszła.
Musiałam chyba zrobić bardzo zdziwioną minę, ponieważ mama
mojej przyjaciółki przyglądała mi się z zaciekawieniem.
– A nie wie pani dokąd poszła?
– Umówiła się z Anetą.
Te słowa zakuły mnie jak milion igieł wbijanych w skórę.
– Dziękuję – powiedziałam tylko. – Do widzenia.
– Do widzenia.
Powoli zeszłam ze stopni prowadzących do domu Marty i
wyciągnęłam telefon z kieszeni. Jak w transie wybrałam numer Julki i wcisnęłam
zieloną słuchawkę.
– Halo? –
usłyszałam w słuchawce.
– Julka? Musimy
porozmawiać. To pilne. Będę u ciebie za dziesięć minut – rzuciłam szybko i
się rozłączyłam.
Niecały kwadrans później Julka słuchała mojej reakcji z
zapartym tchem. Jak zwykle zaczęła tworzyć jakieś teorie spiskowe, choć jak dla
mnie cała przyjaźń z Anetą wynikła z przypadku.
Marta była moją najlepszą przyjaciółką od kiedy pamiętam.
Zawsze można z nią było o wszystkim pogadać. Niestety wtedy oddaliłyśmy się od
siebie. Wszystko przez Anetę. Nie znałam tej dziewczyny dobrze, ale jedno
rzucało się w oczy – była apodyktyczna i lubiła mieć władzę. Upatrzyła sobie
Martę na ofiarę. Pomimo wielu zalet moja przyjaciółka ma też wady. Jest
strasznym leniem, tchórzem i daje sobą łatwo manipulować.
Pomyślałam, że lubię ją coraz mniej. Julka tak bardzo
martwiła się o Martę, ale tylko pozornie. Sama też miała dużo innych koleżanek.
Coraz więcej czasu spędzała z Klarą i Moniką, choć te dwie były jak papużki
nierozłączki.
– Ale sorki Zuza – powiedziała mi wzburzona zachowaniem
Marty i moją obojętnością. – Ile znasz Martę?
– Osiem lat – odparłam bez zastanowienia. – Właściwie całe
życie. Kiedyś nasze mamy się przyjaźniły, ale od ośmiu lat chodzimy razem do
klasy i się kumplujemy.
– No właśnie – Julka podkreśliła swoje słowa gestem rąk. –
Ja znam ją dwa lata, Aga i Majka też w pewnym momencie się z nią bardziej
przyjaźniły niż teraz. Też od początku.
– Tak – powiedziałam. – Od wycieczki nad morze.
Uśmiechnęłam się. Czasy, gdy wszystkie słuchałyśmy jednego
zespołu, zakładałyśmy swój własny i spałyśmy w szóstkę w trzyosobowym pokoju
dawno minęły bezpowrotnie. Chciałam powiedzieć o tym Julce, ale poddałam się.
Ta dziewczyna postanowiła sobie odsunąć Martę od Anety i nic teraz nie było w
stanie jej powstrzymać.
– No właśnie – moje myśli przerwał głos Julii. – A Anetę ile
zna? Dwa miesiące?
– No teoretycznie też te dwa lata – powiedziałam.
– Ale widziałaś je wcześniej razem? Nie. To się zaczęło od
ferii.
– No racja – przyznałam. – Słuchaj, a może zrobimy taką
babską sobotę jak kiedyś?
Julia spojrzała na mnie nieprzytomnie. Dopiero po chwili
uświadomiła sobie o czym mówię.
– To jest myśl – zamyśliła się. – Ale u kogo. Ja mam takie
małe mieszkanie. Z resztą moja mama wiesz…
Wiedziałam. Rodzice Julki ciągle się kłócili, a jej mama
miała głęboką depresję. Nie to co dół Pauliny, która potrafiła śmiać się mówiąc
o problemach.
– Spoko znajdzie się coś. Moja mama jest wrogiem takich
praktyk, ale Agi rodzice zawsze byli za – uśmiechnęłam się.
– Byli za do tego czasu jak jej kuzynka o mało nie wypadła z
balkonu – powiedziała Julka robiąc sceptyczną minę.
– No tak, ale to był wyjątkowy przypadek. Była lunatyczką.
– Z Agą się już tak bardzo nie trzymasz.
– No nie…
– Z Majką też, a jej mama jest chyba na drugim miejscu w
rankingu „spoko”.
– No masz rację.
Zapadła cisza. Obie z Julką patrzyłyśmy na siebie w
milczeniu. Powoli w naszych umysłach rodził się ten sam pomysł, który wyrażał
się w coraz większym uśmiechu na naszych ustach.
– Myślisz o tym co ja, prawda? – spytałam zadowolona z
własnego geniuszu.
– Jasne siostro – odparła Julka i wpadłyśmy sobie w ramiona.
Hej!
OdpowiedzUsuńRozdział wcale nie jest dziwnym tworem, a świetną częścią tego opowiadania :)Dużo o Zuzi - bardzo mi się podoba :) Hm... Ciekawe co ta spryciara wymyśliła z Julką pod koniec :) Zanim skończę pisać ten komentarz dodam coś jeszcze :D
"Biegłam co tchu w moich nastoletnich nie wyniszczonych przez tytoń płucach" - nie wiem dlaczego, ale śmiałam się z tego fragmentu! Jest po prostu genialny! :P
Trzymaj tak dalej i rozwijaj się :)
Pozdrawiam :)
Heeejoo :D
OdpowiedzUsuńWedług mnie rozdział był bardzo fajny, jeden z najlepszych. Bardzo mi się spodobał, bo było w nim dużo śmiechu, przyjaciół, a przede wszystkim Zuzy i, uwaga, MAŁEGO KSIĘCIA :* Tak, głupota, ale bardzo lubię tą książkę. Jest taka... Inna. W dodatku te wszystkie sentencje są powalające <3
A tak poza tym Jula powinna dać Marcie trochę swobody (haha, wymyśliła grafik xd spryciula xd). Ale w gruncie rzeczy bardzo lubię jej postać, bo takie pozytywne wariatki to moja bajka :D I ciekawe, że Marta, taka dobra koleżanka, nie zadzwoniła do Zuzy z zapytaniem, co się stało, tylko od razu do Anety. To było niefajne :/ A poza tym to ciekawe, co uknuł dziewczyny. Ehh, chciałabym umieć czytać w myślach :P
Pozdrowionka :*
Merr
Też lubię Małego Księcia :D Dzięki za pozytywny komentarz :)
UsuńOjej, ale dzisiaj dużo Zuzki - ale za to ogromny pluss xD. "Mały książę", bardzo lubię tę książkę, więc pomysł mi jak najbardziej się spodobał xD. Pomysł z grafikiem mnie rozwalił ! ^^ Świetne xdd. Ale ciekawi mnie co dziewczynom chodzi po głowach -opiszesz to w następnym rozdziale prawda ? ; D. Rozdział bardzo przyjemnie mi się czytało : ).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Isiia.
Tak, tak to będzie w następnym. Teraz się staram pisać dłuższe. Nie wiem czy to widać xD
Usuń