Rozdział znowu krótki, ale wszystko co w nim miało być w takim się zmieściło xD
***
Mimo że nadszedł czerwiec, pogoda zdawała się temu przeczyć.
Z niechęcią patrzyłam na kłębiące się ciężkie chmury zawieszone nisko nad
ziemią. Perspektywa zbliżających się wakacji nie cieszyła mnie tak, jak
wcześniej. Były one czasem nieograniczonej beztroski, wolności od szkoły i od
wielu innych obowiązków, nowych przyjaźni i podróży, ale w praktyce oznaczały
również rozłąkę. Nie tą zwykłą, kilkutygodniową nieobecność kilku przyjaciółek
zastąpionych szalonymi, nowo-poznanymi wakacyjnymi koleżankami, ale tą
prawdziwą, najprawdziwszą silną tęsknotę za ukochaną osobą. Choć to uczucie
znałam tylko z filmów, myśl o nim stawała się coraz bardziej przygnębiająca.
Tym bardziej, że miałam za sobą spędzony samotnie weekend. Brak słonecznych
promieni, budzących mnie codziennie delikatnym łaskotaniem w powieki pozwalał
dłużej zostawać w łóżku, wolniej się z niego zwlekać i używać komputera bez
zasłaniania rolet. Senna atmosfera panująca w domu sprzyjała marzeniom. Ze
smutkiem odkryłam, że i te nie zawsze są jasne i kolorowe. Przypomniałam sobie
pewne krótkie, ale znaczące zdarzenie sprzed dwóch dni. Czy to możliwe, że
chłopak, z którym byłam od trzech miesięcy nic do mnie nie czuje?
W piątek po lekcjach
Michał przytulił mnie pośpiesznie na pożegnanie i poszedł z całą zgrają kolegów
na wagary. Skoro zaczął się czerwiec nie mogli przepuścić sobie takiej
rozrywki. Na przerwie jeszcze chwilę stałam i czekałam, aż znikną mi z oczu.
Ich głośne okrzyki i śmiech mogły przyciągnąć uwagę nauczycieli, ale zupełnie
się tym nie przejmowali. Michał nie odwrócił się już w moją stronę, a ja
poczułam żal do niego o to, że zostawił mnie samą. Marta całe dnie spędzała z
Anetą i Łukaszem, a Paula i Julka wciąż kłóciły się między sobą. Właściwie to
przez Michała straciłam dobry kontakt z nimi. Jak to możliwe, że on pomimo to
zachował swoich kolegów?
Wróciłam do szkoły
dopiero po dzwonku, który słyszałam jak przez szybę. Całą lekcję angielskiego
przesiedziałam patrząc przez okno na wprawiające w zły nastrój brudne, błotniste
kałuże, mokre liście na drzewach i granatowo-szare burzowe chmury. Na szczęście
pani dała mi spokój. Cały świat o mnie zapomniał.
Zaraz po dzwonku
błyskawicznie zbiegłam schodami z drugiego piętra na parter, pozbawiając się
resztek energii i wyszłam na przesycone wilgocią powietrze. Już nie padało.
Szłam powoli w stronę przystanku nie dbając o to, czy zdążę na pierwszy
autobus. Z nisko pochylonej głowy opadały mi na twarz niesforne kosmyki włosów,
które przysłaniały widoczność. Nagle usłyszałam za sobą gwizdy i krzyki. Odwróciłam
się i zobaczyłam chłopaków z klasy Michała. Niektórzy z nich pokazywali na mnie
palcami, bądź machali, bym ich zauważyła.
– To Kazia laska! –
usłyszałam. – Kaziu, zawołaj Szuzan.
Wtedy go zobaczyłam.
Szedł wśród nich z równie zadowoloną miną i śmiał się głośno jak reszta.
Wpatrywałam się w niego uparcie, ale unikał mojego wzroku. Zwolniłam kroku
i przysłuchiwałam się ich rozmowie. Wyraźnie naśmiewali się z mojej
lekkiej wady wymowy.
– Kaziu, no czemu jej
nie zawołasz? – pytał ktoś uporczywie. – Chcemy w końcu poznać twoją dupę.
Przyspieszyłam kroku.
– Szuzan! – krzyczał
głos, tym razem do mnie. – Poczekaj.
Zaczęłam biec i
wpadłam wprost do stojącego autobusu. Kierowca zerknął z zatroskaną miną
w lusterko na moje łzy cieknące po policzkach. Zaczęło padać.
Wzdrygnęłam się wyrwana z tych rozmyślań przez silną
wibrację w komórce. Podniosłam ją i przeczytałam wiadomość. Nie miałam ochoty
wychodzić, ale tym bardziej nie potrafiłam odmówić Pauli. Nie mogłam dłużej
udawać, ze jestem zajęta i unikać istot żywych, które nie były Michałem.
Odesłałam Pauli twierdzącą odpowiedź na pytanie, czy pójdę z nią „Dzień Dziecka”.
Na miejscu czekała nas niespodzianka. Paulina nie pomyślała,
że nie wszyscy uważają gimnazjalistki za dzieci. Park był pełen biegających
wokoło dzieciaków. Ich wiek mógł wahać się od dwóch do sześciu lat. Niektóre z
przemiłych, małych dziewczynek podbiegały do nas, zasłaniały oczy rączkami i
odsłaniały je z wielką radością krzycząc „a ku ku!”
– Chyba jesteśmy tu najstarsze – powiedziała Paula biorąc
podawany jej przez jedną z dziewczynek patyk.
– A gdzie są laski? – spytała Julka – Miały tu być.
– Pewnie zobaczyły to towarzystwo i się zmyły –
odpowiedziała rozbawiona Paula, której mała dziewczynka wciskała do ręki ciągle
nowe patyki.
– Nie – powiedziałam z nadzieją. – Pewnie jeszcze nie
przyszły. Która jest godzina?
– Szesnasta dziesięć – odparła Marta i spojrzała na Julkę
jakby chciała powiedzieć coś w stylu „A nie mówiłam, że to strata czasu”.
Julka nie odpowiedziała. Spoglądałyśmy na siebie czekając,
aż któraś rzuci jakąś propozycję. Nagle usłyszałyśmy radosny głos Julki:
– Patrzcie! Są dziewczyny!
Jak można się domyślić od tej chwili żadnej nie przeszło
przez myśl, że będzie nudno. To niemożliwe, jeśli w pobliżu jest Wiki. Po
chwili przybyli też Kacper i Jacek oraz ich ekipa odpowiedzialna za zapewnienie
rozrywki. Jak przewidywałam, Kacper popisał się swoim talentem wokalnym. Julka
oraz pozostałe dziewczyny, które nie miały wcześniej okazji go słyszeć były pod
wrażeniem. Nie spodziewałam się jednak, że tym razem Kacper zaśpiewa w duecie.
– To jego dziewczyna? – spytała mnie Marta patrząc na
stojącą z Kacprem na scenie nastolatkę. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam
dziewczynę trzymającą Kacpra za rękę. Wyglądała wyjątkowo ładnie ubrana na
biało, co kontrastowało z jej opalenizną i pasowało do błękitnych oczu. No
właśnie kto to? Nie wiedziałam dlaczego poczułam coś jakby zazdrość. Nawet
jeśli tak to co? Przecież ja mam Michała.
– Nie wiem – odpowiedziałam w końcu.
Trzymali się za ręce czy to mi się tylko wydawało?
Próbowałam o tym nie myśleć. Byłam zła na samą siebie, że czułam zazdrość o
każdego przystojnego kolegę.
Brat Kacpra – Maciek bardzo sympatyczny ośmiolatek, którego
miałam okazję poznać wcześniej, też śpiewał. Do końca trwania krótkiego
programu artystycznego odpowiadałam na pytania podobne do tego pierwszego
zadanego przez Martę. Po chwili znałyśmy już imiona, wiek i zainteresowania
prawie wszystkich członków rodziny Łukaszewskich. Występy Kacpra i jego brata oraz
tej całej dziewczyny czy kto to jest, bardzo podobały się publiczności złożonej
głównie z małych dzieci i ich rodziców.
Zaraz po zakończeniu Kacper zniknął mi z oczu wraz z tą
tajemniczą dziewczyną. Natomiast Renata od razu przyszła się przywitać.
– Cześć Zuzia – powiedziała. – Co słychać?
– No, hej Renata. – odpowiedziałam – Super Kacper śpiewał
jak zwykle... – urwałam. Chciałam spytać o tą dziewczynę, lecz w ostatniej
chwili zrezygnowałam myśląc, że to będzie wścibskie.
– No właśnie i Sarcię mieliśmy ci przedstawić – powiedziała
Renata rozglądając się w poszukiwaniu wspomnianej koleżanki.
„Sarcia”, pomyślałam, sławna właścicielka Jackowego serca. „Śpiewa
z Kacprem” przypomniałam sobie słowa Renaty.
– O jest! – powiedziała nagle spostrzegając dziewczynę. –
Sara! – krzyknęła machając do niej ręką. Sara odwróciła się i uśmiechając
równie promiennie co Renka odmachała. Po chwili stała przy mnie wraz z Kacprem
i Jackiem.
Byłam tak zajęta rozmową z nimi, że nawet nie zauważyłam
zniknięcia swoich przyjaciółek. Agnieszka i Majka postanowiły pójść do domu, a
Wiktoria oczywiście razem z nimi, natomiast Julka i reszta znalazły się
przy najbliższej budce z lodami. Dowiedziałam się, że Sara nie jest dziewczyną
Kacpra, tylko koleżanką Renaty. Właśnie miałam iść powiedzieć o tym
dziewczynom kiedy zatrzymał mnie Jacek.
– Idziemy na plac zabaw? – spytał. – W końcu to Dzień
Dziecka.
Chciałam odmówić, ale coś mnie powstrzymało. Jacek jak
zwykle uśmiechał się promiennie jak dziecko. Chyba tylko to skłaniało mnie często
do myśli, że nim jest. Poza tym był wysoki, chudy i miał niski głos noszący
ślady niedawno przebytej mutacji.
– Ok – odpowiedziałam dając znać dziewczynom, żeby przyszły
kiedy kupią te lody.
Na placu jak można się było spodziewać roiło się od
dzieciaków. Jackowi, który jak nikt potrafił się z nimi dogadać udało się
wyprosić huśtawkę-konika.
– Siadaj – powiedział.
Bez słowa i z lekkim uśmiechem usiadłam na huśtawce. Widząc
jego zadowoloną minę wyczułam podstęp i powiedziałam szybko:
– Tylko bez podbitek!
– No przecież – odparł poważnie chłopak.
Huśtając się w górę i w dół nie myślałam o fryzurze i
właściwie o niczym. Sama dziwiłam się sobie, że śmieje się głośno zupełnie jak
te wszystkie sięgające mi do łokcia dzieci biegające wokół.
Moje przyjaciółki przyszły co prawda na miejsce tak jak je
prosiłam, ale widząc mnie na huśtawce tylko pomachały z uśmiechem i odeszły.
Nie zatrzymywałam ich. Wiedziałam, że w szkole zostanę zasypana podejrzeniami i
mnóstwem pytań, ale w tamtej chwili miałam wszystko gdzieś. Czułam się
doskonale.
O matko... Michał -.- Bosz... Nie wierzę -.- Ale jeśli chodzi o Dzień Dziecka to Zuzka spędziła go w miarę dobrze. Czasem fajnie powspominać dzieciństwo. To były stare, beztroskie czasy... :) Heh, no i Jacek też się pojawił! :) No nic... Rozdział ogólnie świetny, ale dzisiaj doczepię się do jednego....
OdpowiedzUsuńDlaczego rozdział jest taki krótki?! Czuję się nienasycona! Po prostu zbrodnia! ;) ;P
Nie no... Wiem, że każdy ma swoje zajęcia, nie ma czasu lub weny, więc czekam na nn ;*
Pozdrawiam ;)
Wcześniej wszystkie były krótkie i jakoś nie narzekałaś :P Nie chciał mi się dłuższy udać xD
UsuńNie ma tak źle z długością. Moim zdaniem w sam raz. Co do treści, uważam, że Zuza wypadła w tym rozdziale bardzo korzystnie :). Spędziła miło czas z przyjaciółmi. Jacuśś <3. Więcej Jacusiia <3.
OdpowiedzUsuńProszęęę ; )
Pozdrawiam.
Isiia.
Jacek i Zuza <3 Chciałabym, żeby to się rozwinęło.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Bairre.
ten komentarz jest też do wcześniejszych części. Gdyż trochę by mi to zajęło gdybym pod każdym postem pisała Ci coś.
OdpowiedzUsuńWięc fajnie rozkręca się akcja. Długości niektórych części mnie powalał bo chciałam więcej, i więcej, i więcej. Ale taki jest plus nadrabiania części :) Miło mi się robi jak czytam o Jacusiu. Lubię gościa. I popieram koleżanki: Proszę o więcej akcji z nim :)
Prosisz teraz, kiedy masz przed sobą jeszcze 7 rozdziałów :P Ale zapewniam, że się nie zawiedziesz ;)
Usuń