sobota, 23 marca 2013

Rozdział 27. - Kwiaty


Wieczór upłynął nam na trwającej najwyżej pół godziny grze w „prawda czy wyzwanie”, słuchaniu namów Wiktorii, byśmy zagrały na konsoli, jedzeniu pizzy, chipsów i innych niezdrowych specyfików oraz pogaduchach. Skończyło się tak, że pomiędzy kilkoma bitwami na poduszki, interwencjami brata Wiki i jego prośbach o ciszę, a także licytowaniem kto pójdzie szybko do sklepu po chipsy, po prostu leżałyśmy i gadałyśmy o wszystkim jak za dawnych czasów. Prawie.
Zauważyłam, że Majka i Wiktoria nie mają już z nami wielu wspólnych tematów. Agnieszka nadal miała dobry kontakt z Martą, a Paula z Wiktorią. Ja chyba sama zaniedbałam te wszystkie znajomości.
Kiedy leżałyśmy tak już tylko w słabym blasku ekranu laptopa Marta spytała czy możemy pogadać.
– Przepraszam, że nie było mnie wtedy w sobotę – powiedziała. – Coś mi wypadło.
– Spoko, ale mogłaś napisać smsa.
Chciałam spytać, gdzie była, ale dobrze to wiedziałam.
– Twoja mama powiedziała, że umówiłaś się z Anetą – dodałam po chwili.
– Musiałam z kimś pogadać.
Pokiwałam głową.
– A ze mną to już się nie da?
– Nie jesteś wtajemniczona w sprawę.
– Bo nie jestem już twoją przyjaciółką? Ostatnio pełno masz przede mną tych tajemnic.
– Zawsze je miałam.
– Nie tyle – odrzekałam oschle.
– Masz rację.
Zapadła cisza. Wiedziałam, że Marta skończyła już rozmowę. Chciała powiedzieć to jedno słowo, bo świadomość, że mnie wystawiła nie dawała jej spokoju, ale to wszystko. W głębi serca jednak czułam, że chce mi powiedzieć coś więcej. Może nie chciała, ale było to gdzieś na granicy jej języka, na samej powierzchni myśli. Moja wrodzona ciekawość nie pozwalała mi zapomnieć o sprawie, która tak nagle wypadła Marcie akurat w dzień naszego spotkania.
– Co ci wtedy wypadło? – spytałam.
Marta jakby czekała na to pytanie.
– Alan ze mną zerwał. Dowiedział się o Kamilu.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Pogubiłam się w tej całej sprawie.
– Mówiłaś, że nie chodzisz z Alanem.
– Bo w sumie nie chodziłam. Spotykaliśmy się prawie jak para, ale to był… – zamyśliła się – można by powiedzieć, że otwarty związek.
– Rozumiem.
– Wątpię – odparła Marta. – To bardziej skomplikowane niż ty z Michałem. Nie znasz Alana. Nawet nie wyobrażasz sobie jaki jest.
Zabolało mnie wspomnienie mojego niewdzięcznego chłopaka, z którym  związek też niechybnie chylił się ku upadkowi. Nie dałam tego po sobie poznać.
– A jaki jest?
– To już bez znaczenia.
– Opowiedz – powiedziałam. – Wszystko ma znaczenie, nawet, gdy go nie dostrzegasz.
Marta spojrzała na mnie. W słabym świetle nie mogłam rozpoznać jej wyrazu twarzy, ale dałabym głowę, że zamierza mi dogryźć. Rozmyśliła się jednak.
– Jest poważny – powiedziała. – Taki dojrzały jak na swój wiek. Jest dwa lata starszy. Chodzi do technikum i na żeglarstwo. Jest silny, stanowczy, czasami agresywny.
Przełknęłam ślinę.
– Nie – zaprzeczyła Marta, jakby odczytując moje myśli. – Nigdy nie uderzyłby dziewczyny, ale lubi bić się z innymi. Jeśli ktoś mu podpadnie ma przechlapane…
– Wspominałaś o Kamilu.
– Tak. Właśnie o nim mówię.
– O kurde – powiedziałam.
– No właśnie.
Myśl o tym w co wplątała się Marta nie dawała mi zasnąć. Nad ranem, kiedy cała reszta dziewczyn smacznie spała, ja leżałam ze wzrokiem utkwionym w ciemności obawiając się tego, co może nastąpić. Nie powinnam czuć się winna, ani nawet się martwić. Nie miało to ze mną żadnego związku. Marta miała rację. Nie byłam wtajemniczona w światek metali i nie miałam nic wspólnego z Kamilem. Spędziliśmy ze sobą jedynie kilka krótkich chwil. To nie miało znaczenia, prawda?
Kiedy obudziłam się rano dziewczyny już dawno były na nogach. Widziałam tylko Majkę, która leżąc na brzuchu i podpierając się na łokciach pisała smsa.
– O proszę kto się obudził – usłyszałam głos Pauliny i odwróciłam się do niej. ­– Dzień dobry.
– Dobry – odpowiedziałam z uśmiechem. – Która godzina?
Paula zaśmiała się.
– Już prawie trzynasta. Spałaś najdłużej.
– O kurde – podniosłam się. – Jak późno.
– Spoko – odparła blondynka. – My też dopiero wstałyśmy. Tylko Marta i Wiki są od rana na nogach.
Marta ranny ptaszek. Albo nie przejęła się wcale sprawą o której mi mówiła i smacznie spała, albo nie spała wcale.
Poczułam przyjemny słodki zapach. Jakby mieszankę wanilii i cukru.
– Mmm co to? – spytałam.
– Wiki z Julą i Martą szykują nam śniadanko – odparła wesoło Paulina.
– Chodźmy im pomóc – powiedziałam i wstałam, a Paula ruszyła za mną.
Kuchnia w domu państwa Papuzińskich była mała jak wszystko inne. Z trudem mieściły się w niej trzy krzątające się kucharki. Stanęłam w drzwiach i spojrzałam na ich pracę. Naleśniki były gotowe. Stojąca przy kuchence Wiktoria nakładała kolejną porcję na piętrzącą się już na dużym talerzu furę placków. Marta zwijała kabel od miksera, a Julka szperała w lodówce szukając dodatków do śniadania.
– Pomóc wam? – spytałam, a wszystkie trzy spojrzały w moją stronę.
– O jak chcesz to możesz wyjąć talerzyki i zawołać wszystkie laski – powiedziała Wiki. – Już kończymy.
Wciąż miała na sobie różową piżamę w słoniki, podobnie jak reszta dziewczyn. Jedynie Aga, zawsze perfekcyjna, zjawiła się na śniadaniu ubrana i w lekkim makijażu.
Usłyszałyśmy dzwonek. Wiktoria zignorowała go, ale sygnał się powtórzył.
– Co jest? – zdziwiła się. – Nikogo nie ma? Robert!
– Chyba nie ma – powiedziała Majka. – Twój brat może nie mógł wytrzymać naszych krzyków i wyniósł się gdzieś na noc.
Wiktoria wstała i poszła otworzyć mamrocząc pod nosem groźby pod adresem tego, kto śmie jej przeszkadzać w śniadaniu. Po chwili wróciła napotykając sześć par oczu patrzących w oczekiwaniu na wieści.
– Do ciebie, Zuza – powiedziała.
– Do mnie? – zdziwiłam się. – Kto?
– Idź zobacz.
Wstałam od stołu i spojrzałam na swój strój składający się z krótkich dresowych spodenek i starej spranej koszulki do spania. Wolałam nie myśleć w jakim stanie są moje włosy i z jakiej odległości można już dostrzec wory pod oczami. Jęknęłam cicho na myśl, że ktoś ma mnie zobaczyć w tym stanie.
– Muszę się ubrać – powiedziałam.
– Idź tam bo chłopak zwiędnie – odparła Wiktoria.
– Chłopak? – zdziwiłam się. – Nie mów, że to…
– Tak, twój lowelas. Idźże i nie marudź.
Zrobiłam kilka kroków w stronę przedpokoju, a dziewczyny podniosły się ze swoich miejsc i ruszyły za mną.
Niepewni podeszłam do drzwi i otworzyłam je, a moim oczom ukazał się Michał jak zwykle nienagannie uczesany i uśmiechnięty. Jego przenikliwe spojrzenie wyrażało odrobinę smutku, ale nie brakowało mu też tej nutki łobuzerstwa co zwykle. Spuściłam oczy i zauważyłam mały bukiecik czerwonych róż w prawej dłoni chłopaka.
Po chwili uświadomiłam sobie, że stoję w drzwiach mieszkania w piżamie, nieuczesana i z rozdziawioną buzią jak nienormalna.
– Yyy cześć – zająknęłam się. – Co ty tu robisz?
– Przyszedłem – powiedział przyglądając mi się. – Ładnie wyglądasz.
Zmarszczyłam nos.
– Daruj sobie – powiedziałam. – Skąd miałeś adres?
– Od twojej mamy.
Uniosłam brwi wyobrażając sobie mamę dającą adres chłopakowi, który mnie szuka. Przegapiłam takie przedstawienie!
– To dla ciebie – powiedział wyciągając bukiet.
Uśmiechnęłam się lekko biorąc od niego róże.
– Wpuść go bo zimno leci – powiedziała Wiktoria za moimi plecami i nie czekając wciągnęła Michała do środka i zamknęła drzwi.
– Chcesz coś na śniadanie? – spytała go.
– Nie, dziękuję – powiedział Michał – już jadłem.
– Żałuj, bo mam dobry dżemor – powiedziała Wiki poważnym tonem. – A co wy tu jeszcze robicie? – zwróciła się do dziewczyn. – Do kuchni mi już, a nie podsłuchujecie.
Cała Wiki. Zawsze robiła jak najwięcej hałasu. Wychodząc puściła do mnie oczko. Odpowiedziałam jej uśmiechem i odwróciłam się do Michała. Przybrałam możliwie najsurowszą minę. Starałam się udawać śmiertelnie obrażoną, chociaż w rzeczywistości róże, które od niego dostałam udobruchały mnie bardziej niż powinny.
Mój chłopak przyglądał mi się w oczekiwaniu.
– Nic nie powiesz? – spytał.
– Może Ty coś powiesz?
Michał zerknął na róże w mojej ręce i znowu na mnie.
– Dziękuję za kwiaty – powiedziałam – są piękne, ale z jakiegoś powodu mi je dajesz, prawda?
– Na przeprosiny – powiedział ze zbolałym wyrazem twarzy.
Wyglądał przesłodko. Miałam ochotę roześmiać się i rzucić mu na szyję, ale postanowiłam cierpliwie poczekać.
– Za co? – spytałam.
– Za to, że nie mam dla ciebie czasu. Masz rację. To się zmieni, obiecuję.
– Ok – powiedziałam pozwalając sobie na miły uśmiech. – Przeprosiny przyjęte.
Michał również się uśmiechnął i objął mnie w pasie. Delikatnie musnął moje wargi ustami, po czym pocałował mnie mocniej. Wydawało mi się, że trwa to bez końca. Pierwszy raz w życiu zrobił to w taki sposób.
– Kocham cię – powiedział cicho.
– Ja ciebie też – odparłam i zanim skończyłam mówić usłyszałam oklaski dziewczyn za plecami.
Obiecałam sobie w duchu, że kiedyś je ukatrupię.

4 komentarze:

  1. Hahaha! Jaka akcja z Michałem! No nieźle! Chłopak się postarał :) Tak, tylko czy to będzie długotrwały efekt? No dobra, to wyjdzie później. Na miejscu Zuzki też bym zabiła swoje koleżanki 1) za podsłuchiwanie 2) z oklaski :P Heh :) Fajny ten rozdział, bardzo mi się podoba :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, Michał, jaki uroczy gest <3. Dobrze, że sobie przypomniał, że ma dziewczynę. Liczę na jakiś romantyczny moment pomiędzy nimi w następnym rozdziale :). Ale przypał z tymi oklaskami, ja też bym je zabiła. Ale z Martą się porobiło ! Czekam na 28 ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. No, no, no. Wprawiasz mnie w zakłopotanie. tak nie lubiłam Michała, a z niego nagle taki dobry chłopak. No i mogiła. Co ja mam teraz powiedzieć? TO BYŁO CHOLERNIE ROMANTYCZNE I SŁODKIE I MAM NADZIEJĘ, ŻE TAK JUŻ ZOSTANIE <3
    No po prostu cudownie to opisałas. I jeszcze akcja z dziewczynami hahaha świetne :D
    W ogóle Zuza ma fajne kumpele! Super taki babski wieczór! A co do Marty... Fajnie, że wszystko wyjaśnione, ale nadal nie rozumiem jej więzi z Kamilem. A tymbardziej Kamila i Zuzy, których niby nie ma, ale jednak są. Ehh, życie nastolatki to jedna wielka komplikacja xD
    Buziaki
    Merr :*

    OdpowiedzUsuń
  4. <3 kocham jak facet umie przeprosić, co nie zdarze się często. 1) Fajna scena z podsłuchiwaniem ;)
    2) jak długo to potrwa?
    3) Zayebiste! <3

    OdpowiedzUsuń