Trudno powiedzieć, że nie były to ciężkie dwa tygodnie.
Miałam na głowie nie tylko stres spowodowany tym, czego dowiedziałam się od
Marty, ale także milionem sprawdzianów i całą gamą tortur stworzonych przez
nasze wspaniałomyślne grono pedagogiczne. Miałam wrażenie, że nauczyciele
specjalnie umawiają się między sobą, by nawalić nam pracy równocześnie w ten
sam tydzień. Oczami wyobraźni widziałam jak siedzą w pokoju nauczycielskim,
popijają kawę, jedzą ciastka i obserwują naszą niedolę na ekranach komputerów
przybijając sobie wesoło piątki za udaną nagonkę. Spojrzałam na kamerę w rogu
korytarza i skrzywiłam się.
Pani Królikowska o niezwykle miłym wyrazie twarzy była sprawczynią
największych nieprzyjemności. Powiedziałabym, że to nie jej wina, że uczy
matematyki, ale brzmi to jak paradoks. W końcu sama wybrała sobie studia.
Codziennie męczyła nas ogromem zadań domowych, a na dodatek zapowiadała
kartkówki i sprawdziany bez opamiętania. Chyba miała okres.
Nie nadążałam z odrabianiem tego wszystkiego, nie
wspominając już o Julce, która ze strachu, że nie zda roku zapomniała o całym
świecie żyjąc, myśląc i oddychając tylko matematyką. Było mi jej niezmiernie
żal. Chwilami zastanawiałam się czy przebywanie z Martą i pobieranie u niej
swego rodzaju korepetycji nie jest częścią planu rozdzielenia jej z Anetą.
Rozwiewała jednak moje przypuszczenia za każdym razem, gdy tylko otwierała
usta. Od wielu dni nie słyszałam od niej nic innego niż opowieści o
graniastosłupach foremnych.
Pani Bogusławska, nauczycielka historii i zarazem nasza
wychowawczyni nie pozostawała w tyle. Zaraz po długim weekendzie oznajmiła nam,
że pod koniec roku szkolnego wybiera się do sanatorium, a lekcje z nami przejmie
pani Trzmielewska, która ze swoimi klasami jest dużo dalej w programie. Kilka
lekcji wychowawczych przeznaczonych na historię, więcej zadań domowych, mniej
pogaduch na zajęciach, a szybko wszystko nadrobimy. Nie muszę chyba mówić jak
ta decyzja wpłynęła na życie klasy.
Wszystkie moje przyjaciółki harowały jak woły. Może powinnam
pominąć Agnieszkę, która zawsze miała wszystko gdzieś, a mimo to spadała jak
przysłowiowy kot na cztery łapy, oraz Martę, która nie musiała tyle ślęczeć nad
książkami, by mieć piątki. Te dwie jako jedyne spędzały przerwy jak dawniej
chodząc na boisko i zażywając ubogich, ale jednak kąpieli słonecznych i
świeżego powietrza. Reszta zaczytywała się na śmierć w nudnych podręcznikach i
zdzierała sobie skórę na palcach rozwiązując zaciekle zadanie za zadaniem.
Kontrolę nad klasą Michała przejęła despotyczna nauczycielka
od niemieckiego, do której wymyślona przeze mnie i Martę ksywka „Frau Kapral”
pasowała jak ulał. Nie mogłam zrozumieć dlaczego nie przychodzi do szkoły w
wojskowym mundurze. Nawet Fabian, który był najlepszym uczniem w klasie skarżył
się na nawał nauki.
Jak nietrudno się domyślić cała ta beznadziejna sytuacja
odbiła się na ocenach. Nie byłabym z tego powodu szczególnie załamana gdyby nie
moja mama, która wróciwszy pewnego pogodnego popołudnia z zebrania rodziców
stanęła nade mną niczym wielka góra Buka z „Muminków” rzucając na mnie złowrogi
cień.
– No ej! Mogłabyś mi odsłonić? – oburzyłam się wychylając w
bok z pilotem w dłoni i próbując dojrzeć coś z telewizora.
– A ty mogłabyś mi wytłumaczyć co to jest? – spytała
rzucając mi pod nogi jakieś kartki.
Podniosłam je i przeczytałam.
– No to jest jak mniemam kartka z moimi ocenami od
wychowawczyni – powiedziałam. – A ta jest Mikołaja.
Rodzicielka zabrała kartkę z ocenami brata nim zdążyłam się
jej przyjrzeć. Długim czerwonym paznokciem wskazała za to na rząd ocen z
matematyki i postukała nim nieprzyjaźnie po kartce.
– A to co to jest?
– Jedynka.
– Jedna?
– Więcej. Chyba umiesz czytać.
– Nie pyskuj.
Spojrzałam na nią oburzona.
– Za co tyle jedynek?
– Za brak zadań domowych, kartkówki… Różnie.
– To czemu się nie uczysz?
– Strasznie dużo zadają – odparłam nadal próbując dojrzeć
coś z programu, który oglądałam.
Mama zabrała mi pilot i wyłączyła tv.
– No ej! – wzburzyłam się.
– Szlaban na telewizję. I na komórkę. Przynieś ją zaraz.
– Że co?! – wykrzyknęłam. – Czemu aż dwie rzeczy?
Nawet moja surowa rodzicielka nigdy wcześniej nie zabrała mi
komórki.
– Bo się pani Bogusławska skarżyła na Twoje zachowanie.
– Co? Ciekawe co znowu zrobiłam?
– Nie przeciągaj. Po komórkę.
Wstałam i spełniłam posłusznie jej polecenie. Nie wiedziałam
jeszcze kto, ale ktoś musiał za to odpowiedzieć.
Naturalnie tym sposobem straciłam kontakt ze swoim
chłopakiem poza szkołą, w której także ograniczał się on do minimum. Miałam
wrażenie, że wszyscy zapomnieli o moim istnieniu. Znajomi zajęci byli sobą i
swoimi problemami, a brat nawet przestał „mieć na mnie oko”.
Uznałam, że skoro i tak nie mam już komórki ani
przewrażliwionego braciszka na karku, a za to mam po dziurki w nosie nauki,
mogę zająć się śledzeniem Kamila. Nie wiem skąd zrodził się w moim umyśle ten
pomysł. W pewnym momencie wydało mi się, że jest on nie tylko interesujący, ale
też podejrzany i może mieć wielu wrogów. Skoro podpadł Alanowi, o którym własna
dziewczyna mówiła z nutką strachu w głosie, a na dodatek nie przepada za nim
mój brat – ucieleśnienie spokoju i harmonii, to zdecydowanie coś musi być na
rzeczy.
Z moich obserwacji wynikało, że chociaż Kamil pochodzi z
bogatej rodziny to ubiera się zupełnie bez jakiegokolwiek wyczucia stylu i nie
dba o wygląd. Całą kasę wydawał na gitary, glany i piwo. Do tego zadawał się z
chłopakami z blokowiska Pauliny, które co trzeba przyznać, chociaż nowe już
zyskało sobie w mieście miano dzielnicy grozy. To jednak nie było jeszcze
powodem, dla którego chłopcy z liceum mieliby go nie lubić… A może był to tylko
mój brat?
Musiałam to przyznać sama przed sobą, że jak niemal
piętnaście lat mieszkałam z Mikołajem pod jednym dachem, wiedziałam o nim
naprawdę niewiele. Wiedziałam, że jest maminsynkiem, że dużo siedzi w pokoju i
nie wychodzi, a także, że o dziwo ma tam porządek i sam go utrzymuje. Nigdy nie
przychodzili do niego żadni koledzy, ani dziewczyny. Dla siostry oznaczać to
może tylko jedno – mój brat jest gejem.
Musiałam dowiedzieć się z kim zadaje się Mikołaj. W tym celu
wybrałam się na tajną misje do jego pokoju. Miałam tylko chwilę zanim wróci ze
szkoły, więc uzbrojona w transporter dla zwierząt udałam się na zwiady.
Pokój brata jak zwykle zastałam w nienagannym porządku.
Łóżko było pościelone i nakryte kapą w ciemnym odcieniu niebieskiego pod kolor
ścian. Meble w barwie ciemnej czekolady kontrastowały z białymi dodatkami. Ten
pokój, podobnie jak resztę domu, urządziła mama. Zaskoczyło mnie, że Miko
niczego nie zmienił. Wszystko wyglądało tak jakby mama właśnie wróciła z Ikei.
Mimo, że nikogo nie było zakradłam się na palcach do biurka.
Nie chciałam zakłócać harmonii tego miejsca. Postawiłam transporter na podłodze
i zabrałam się do roboty. Powoli otwierałam szuflady, ale nie znajdowałam w
nich nic prócz szkolnych zeszytów i książek oraz gier i płyt z muzyką.
Rozejrzałam się po pokoju z rezygnacją i przekonaniem, że niczego więcej nie
znajdę. Płyty, sprzęt, ubrania, książki. „Chłopcy nie prowadzą pamiętników” –
pomyślałam i skierowałam wzrok na starannie zaścielone łóżko.
Już miałam zrobić krok, gdy usłyszałam kroki za drzwiami,
które po chwili uchyliły się, a mój brat stanął w nich jak wryty na mój widok.
– Co ty tu robisz? – spytał.
– Łapię chomika.
– Jakiego chomika? Przecież ty nie masz chomika – powiedział
zerkając na transporter.
– Paula dala mi pod opiekę, bo ma dwa i się gryzły.
Mikołaj spojrzał na mnie nieufnie.
– I co ten szczur robi w moim pokoju? – spytał i zaczął
rozglądać się nerwowo.
– Czy ja wiem? Może chce ci przegryźć jakieś kable. –
Wzruszyłam ramionami.
– Specjalnie go wpuściłaś?
– A gdzie tam.
– To skąd się tu wziął?
– Chomik jest mały – powiedziałam. – Wszędzie się
przeciśnie, a z resztą chyba jednak go tu nie ma.
Podniosłam transporter i skierowałam się do wyjścia.
– Jak go znajdę, to masz przechlapane.
Uśmiechnęłam się.
– Nie znajdziesz.
Rozdział jak zwykle świetny :) Cała ta akcja ze szkołą - skąd ja to znam! Przeklęci profesorowie, którzy tylko chcą uprzykrzyć nam życie... :P Co do Zuzi... Hmmm... Ocenki z matmy obniżyły się no i jest kara... A ta akcja w pokoju Mikołaja! Bardzo fajna :) Lubię czytać tego bloga :) To dla mnie oderwanie się od rzeczywistości i zapominanie o wszystkim :) Inny świat za który dziękuję :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Haha, ty też wyskoczyłaś z okresem ;P To jakiś popularny temat się zrobił ;) A tak ogólnie to mnie rozwaliłaś tekstami w całym rozdziale xD "stanęła niczym Buka z Muminków" HAHA :D Śmiałam się z tego przez prawie całą minutę ;P
OdpowiedzUsuńA teraz dalej: szkoła. Czy ta zmora kiedyś da nam wszystkim spokój? Tragedia. I jeszcze tracić GW na rzecz hostorii... Czy to aby nie jest syndrom końca świata? Ja u siebie musiałam przychodzić na 8.00 zamiast na 9.00, bo byliśmy w tyle z materiałem z bioli -.- Współczuję naszym bohaterom z całego serca!
Zuza - rozczarowała mnie. Lubię czasem się podroczyć z nauczycielami czy rodzicami (xD), ale bez przesady -.- Straszny pyskacz. To już nie jest wymiana zdań, ale głupota, żeby się wpakować w kłopoty. Tak więc, sama jest sobie winna...
Śledzić Kamila? Awans! Ale zajebiaszczy pomysł ^^ Ciekawe, co z tego wyniknie :D Już się nie mogę doczekać rozwoju akcji, aż mnie w żołądku ściska xdd.
Haha, scena w pokoju brata ;D Wyobraziłam to sobie z moją mamą (bo nie mam rodzeństwa):
- Co robisz w mojej sypialni?
- Eee... Chomika szukam.
- Ale my nie mamy chomika...
- Yyy... Dała mi koleżanka z klasy, żebym się zaopiekowała.
- Przecież masz uczulenie na sierść i nie możesz mieć chomika! :O
- Racja. *facepalm*
I tym dramatycznym akcentem kończę komenta ;P
<3
Merr
Hahhahahahahhahahahha, mnie temat "okresu" u nauczycielek jest codziennością ;P chyba nawet faceci go dostają za tą naukę ;P fajny rozdział, a chomika przecież Zuza nie ma xD
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba Jak rodzice mówią "nie pyskuj" to znaczy, że zabrakło im argumentów i nie mogą już nic powiedzieć ;P he he
Ciekawe czekam na więcej <3