czwartek, 21 marca 2013

Rozdział 26. - Babski wieczór

Na nasze szczęście zbliżał się długi majowy weekend. Idealna okazja do tego, by urządzić babski wieczór u dziewczyny, która ze swoim najbardziej optymistycznym usposobieniem była ogniwem łączącym naszą paczkę – nie tak zgraną jak dawniej. Mowa oczywiście o Wiki.
Razem z Julką pojawiłyśmy się u niej w sobotę, niecały tydzień przed planowanym przedsięwzięciem. Zaciskając kciuki za to, by się zgodziła, przedstawiłyśmy jej nasz pomysł nie wspominając, rzecz jasna, o celu spotkania. Była wniebowzięta i natychmiast wpuściła nas do swojej sypialni i wskazała łóżko, byśmy się rozgościły. Sama zachwycona usiadła na miękkim dywanie z notesem w dłoni i zaczęła planować przygotowania i pisać smsy z zaproszeniami.
– A może najpierw spytaj rodziców czy możesz tyle ludzi zaprosić – zasugerowałam.
Rozejrzałam się po ciasnym pokoiku Wiktorii ze sceptycyzmem podchodząc do tego czy zmieści wiele osób. W maleńkim lokum państwa Papuzińskich były tylko dwa pokoje. Ten należący do Wiktorii, w zamyśle architektów, z pewnością nie miał służyć do mieszkania. Nie było tam ani jednego okna, a sufit był tak nisko, że wyższy osobnik musiałby schylać się, by tam wejść. Większą część miejsca zajmowało łóżko, oprócz którego mieściły się tam jedynie minimalnych rozmiarów biurko i lampa, oraz wnęka w ścianie, w której Wiki wieszała ubrania. Wolałam nie myśleć co w niej jeszcze było. Ściany pomalowane były na czerwono i ozdobione licznymi plakatami, co w połączeniu ze słabym światłem potęgowało mroczną atmosferę. Ten pokój często kojarzył mi się z komórką pod schodami Harrego Pottera, a Marcie podobał się jego tajemniczy klimat.
Ponownie złapałam się na tym, że sprawdzam, czy sufit rzeczywiście nie schodzi skosem i nie kryje schodów. Nie krył. Opuściłam wzrok i napotkałam utkwione we mnie niebieskie oczy Wiktorii.
– A po co? – spytała. – Jak nie ma szkoły na drugi dzień to mogę robić co chcę.
Spojrzałyśmy na siebie z Julką znacząco. Nie było wątpliwości, że nic nie stoi na przeszkodzie naszym planom. Zostawiłyśmy imprezę w rękach Wiki i wróciłyśmy do swoich zajęć.
Przy wyjściu uśmiechnęłyśmy się do siebie.
– Pan rozpoczęty, siostro – powiedziałam wesoło.
– Tylko żeby Marta przyszła.
– Przyjdzie – zapewniałam Julkę – nie martw się. Ona lubi ten pokój.
– Co lubi?
– Pokój Wiki. Bo taki mroczny.
Julka uśmiechnęła się.
– Przynajmniej tyle.
Pożegnałam się z Julką i ruszyłam w stronę przystanku autobusowego. Pogoda była piękna. Wiosenne silne słońce całą mocą ogrzewało ziemię i sprawiło, że liście na drzewach rozwinęły się i nabrały soczystego odcienia zieleni. Złoty blask spływał po nich rozlewając się po szarym chodniku. W oddali słychać było już nie tylko krakanie wron z pobliskiego parku, ale całą kakofonię dźwięcznych głosów ptaków, które powiadamiały się nawzajem o nadejściu wiosny. Ich śpiew mieszał się z krzykiem dzieci bawiących się na placu zabaw i wesołym szczekaniem psów mających dość chłodu.
Dałabym wiele, by takich chwil było jak najwięcej i bym mogła dzielić je z moim przystojnym chłopakiem. Przypomniałam sobie jego szare oczy, starannie ułożoną blond grzywkę i radosny uśmiech. Chciałam natychmiast wtulić się w jego ramiona, poczuć zapach i wziąć za rękę, by wspólnie podziwiać piękno świata.
Bez zastanowienia wyjęłam komórkę i wybrałam numer Michała.
Halo? – Usłyszałam jego głos.
– Cześć kochanie – pozwoliłam sobie na te słowa przez telefon. – Co robisz?
– Yyy… No trochę jestem zajęty.
W tle usłyszałam śmiech i fontannę głosów. Najwyraźniej mój chłopak świetnie bawił się w jakimś doborowym towarzystwie. Zignorowałam to.
– Szkoda – powiedziałam. – Myślałam, że wyjdziemy na spacer.
Sory bejbe, nie dzisiaj – rzucił Michał głosem, w którym pobrzmiewał śmiech.
– Czym jesteś taki zajęty? – spytałam podejrzliwie.
Życiem kochana, życiem.
– To znaczy?
Spotkania z fanami, wywiady, autografy… – wyliczał Michał, a w tle pobrzmiewały rozbawione głosy.
– Przestań się wygłupiać Michał – powiedziałam. – Przecież słyszę, że znowu siedzisz z chłopakami.
To co głupio pytasz co robię?
– Pstro. Wyjdziesz czy nie? – warknęłam zirytowana.
– Nie – odparł sucho. – Zrozum kochanie, że nie mam dla ciebie czasu. Za dużo spraw na głowie. Interesy, interesy.
– Jesteś idiotą – powiedziałam dobitnie. – Jedno przedstawienie, a ty zachowujesz się jak pieprzona gwiazda!
– Musisz zrozumieć, że ja jestem gwiazdą. Nie koniecznie pieprzoną, ale…
– Wal się – przerwałam mu i rozłączyłam się.
Cały mój dobry humor spowodowany ładną pogodą wyparował w mgnieniu oka. Poczułam, że w oczach zwierają mi się łzy. Dlaczego mój chłopak musiał tak mnie traktować? Czemu raz był troskliwy i kochany, a innym razem zachowywał się tak, jakby miał mnie głęboko gdzieś? Czy to akurat on musiał mieć cholerny syndrom Jekyll&Hyde’a?!
Wróciłam do domu i zamknęłam się w pokoju. Z słuchawkami na uszach zasnęłam zanim zrobiło się ciemno.
W końcu nadszedł dzień, w którym miało odbyć się piżamowe party u Wiki. Wspominałam czasy, kiedy Agnieszka organizowała coś takiego przynajmniej raz w miesiącu, natomiast w wakacje spałyśmy w każdym domu całą szóstką. Wieczorki u Agi były jednak całkiem inne. Siedziałyśmy wtedy oglądając śmieszne filmiki w Internecie lub komedie i objadałyśmy się słodkimi ciastkami popijanymi herbatą. Mama Agnieszki doskonale piekła, często więc miałyśmy okazję kosztować jej domowych wypieków. Każda z nas miała swoje ulubione ciasto z firmy pani Nowak.
U Wiktorii było zupełnie inaczej. Nie tylko dlatego, że od tamtego czasu minęły prawie dwa lata, ale również z powodu zupełnie innego usposobienia tej dziewczyny. Wiktoria była wulkanem energii. Zawsze się śmiała, była wszędzie i nigdy nie widziałam jej smutnej czy złej. Tak było i tym razem.
Umówiona pora spotkania wypadła na godzinę 17.00. Niedługo wcześniej szłyśmy z Julką przez miasto przygryzając chipsy i niosąc pod pachą śpiwory. Słońce zawisło już nisko na niebie i ciepłe popołudnie odchodziło, by ustąpić miejsca chłodnemu wieczorowi. Nasze nagie nogi i ramiona owiewał oddech wiosennego wiatru, który nie powodował już gęsiej skórki, ale nie był też tak ciepły jak latem.
Dotarłyśmy pod kamienicę Wiki jako jedne z pierwszych. Z przeciwnej strony szły Aga i Majka. Kiedy nas zobaczyły pomachały z daleka. Zaczekałyśmy na nie i razem weszłyśmy do środka.
Wiktoria przywitała nas uściskami i wskazała drzwi do pokoju.
– A Marta i Paulina gdzie? – spytała.
– Zaraz będą.
– Bo jak nie… – Wiktoria zrobiła wojowniczą minę.
– Będą, będą – uspokoiła ją Aga. – Dzwoniłam do Marty.
Wiktoria ubrana jak zawsze w dresy przyjrzała się jej podejrzliwie.
– Ej miałyście być w piżamach – powiedziała z wyrzutem patrząc na Agnieszkę wystrojona w biały top, rurki i japonki.
– Spoko, mam na przebranie – odparła tamta. – Nie szłabym tak przecież przez miasto.
Wiki spiorunowała ją wzrokiem.
– No co?
– Nic, właźcie – powiedziała czarnowłosa otwierając drzwi do swego królestwa.
Pokój Wiki zmienił się w jedną wielką sypialnię. Całą podłogę pokrywały materace, zniesione pewnie z wszystkich łóżek w mieszkaniu. Nie chciałam pytać na czym teraz będzie spała jej rodzina. Dziewczyny rzuciły się jedna na drugą tworząc kanapkę, po czym stękając i narzekając na obite biodro, ramię, tyłek czy inną część ciała zaklepały sobie miejsca i rozłożyły śpiwory, a także wskazane do przyniesienia przez Wiki poduszki i pluszaki.
Nie było mowy o spokojnym popijaniu herbatki, konsumpcji ciast, oglądaniu filmów czy też graniu w karty. Wiki zarządziła grę w „prawda czy wyzwanie” lub zabawę „just dance” na konsoli. Sama nie mogła się zdecydować na którykolwiek z pomysłów.
– Do „prawdy…” za mało ludzi, a na „just dance” za dużo – powiedziała Aga.
– Za dużo nie. Zrobimy zawody parami. – Wiktoria wstała i spojrzała na nas z góry.
Cała czwórka leżała leniwie na materacach i obżerała się chipsami.
– Ja nie wstaję, nie ma opcji – powiedziała Majka.
– Dalej! No co z was za lenie.
– I tak nie umiesz tańczyć Wika. Pokonałabym cię leżąc. – Majka zasłoniła się poduszką przed ciosem przyjaciółki.
– No teraz sobie nagrabiłaś siostra – Wiktoria usiadła na niej całym swoim ciężarem, a spod poduszki dało się słyszeć zgłuszony pisk Majki.
– Fajny pomysł – powiedziałam. – Potańczmy.
Wiktoria wyciągnęła rękę, by przybić mi żółwika.
– No dalej laski, decydować się – ponagliła.
– Leżymy – powiedziała Majka spod poduszki.
Wiktoria przycisnęła ją mocniej do materaca.
W tej chwili usłyszałyśmy dzwonek.
– O w końcu – powiedziała Wiki i pobiegła otworzyć drzwi.
Po chwili wróciła z Pauliną i Martą.
– Gramy w „Just dance” na PS. Chodźcie – zwróciła się Wiki do nowoprzybyłych.
Paulina z Martą spojrzały na nas, a my pomachałyśmy im z naszego wygodnego legowiska.
– Jakoś nie widać. – Uśmiechnęła się Marta.
– Dopiero się rozkręcamy – usprawiedliwiła się Wiktoria.
– No już od godziny – powiedziała Julka, a cala nasza czwórka wybuchła śmiechem.
– No ok – skapitulowała Wiktoria, gdy ucichłyśmy. – To co wolicie dziewczyny, „prawda czy wyzwanie” albo „just dance”? Macie minutę, bo zdecyduję za was.
– A może zamówimy pizzę? – zaproponowała Majka.
– To będziesz musiała wstać i iść ją odebrać – oznajmiła czarnowłosa.
– Aga pójdzie. Prawda Aga? – Majka poklepała przyjaciółkę po plecach.
– Ta jasne. – Agnieszka przeturlała się na plecy i położyła sobie ręce pod głową. – Ja nigdzie nie idę.
– Co za lenistwo ja tu widzę – powiedziała Paula, a Wiki znacząco pokiwała głową.
– To tańczymy, dalej – dodała po chwili. – Kto jest za?
Podniosłam rękę, a prócz mnie zrobiły to Paulina i Wiktoria.
– Leżymy – zaproponowała Maja i sama podniosła rękę, a w jej ślady poszła Agnieszka.
Spojrzałyśmy na Julkę i Martę.
– Dwie nie głosowały, więc densimy. – Wiktoria ucieszyła się.
– Ej, a „prawda czy wyzwanie”? – spytała Julka i sama podniosła rękę.
– Wygrało, że densimy – zaprotestowała Wiktoria.
– To ja głosuję, że leżmy w takim razie – odparła Julka z przekąsem. – Remis.
– Dobra gramy w tą „prawdę…” – Majka wstała na co reszta spojrzała na nią zdziwiona. – Już wiem o co cię zapytam, Aga. 

5 komentarzy:

  1. Tytuł rozdziału zapowiadał się zajebiście, i oczywiście nie pomyliłam się : ). "Densimy" - zaraziłam tym moją przyjaciółkę i co idziemy grać na PS, to tak gadamy ^^. Pizama Party <3.
    Isiia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha! Świetnie się zapowiada :) Nie ma co - świetny tytuł :) Trochę przykra ta sytuacja z Michałem... Heh, wiosna tam w pełni, a u mnie jeszcze śnieg za oknem ;( Świetny rozdział :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie tak samo śnieg i to codziennie pada :/ A w weekend ma byc straszny mróz -.-

    OdpowiedzUsuń
  4. O ja prdl! Zajebisty rozdział! Chcę więcej! Naprawdę świetnie piszesz i nie mogę się doczekać. Normalnie... A ten Michał to jakiś dziwny ;/ Nie podoba mi się jego zachowanie. "Nie mam dla ciebie czasu"?! Co to w ogóle jest?! Ja bym dusiła, wskrzesiła, nogi powyrywała, przyczepiła i powyrywała. Nie opuściłabym xD Czekam na więcej ;* <33

    OdpowiedzUsuń