Na nasze szczęście zbliżał się długi majowy weekend. Idealna
okazja do tego, by urządzić babski wieczór u dziewczyny, która ze swoim
najbardziej optymistycznym usposobieniem była ogniwem łączącym naszą paczkę –
nie tak zgraną jak dawniej. Mowa oczywiście o Wiki.
Razem z Julką pojawiłyśmy się u niej w sobotę, niecały
tydzień przed planowanym przedsięwzięciem. Zaciskając kciuki za to, by się
zgodziła, przedstawiłyśmy jej nasz pomysł nie wspominając, rzecz jasna, o celu
spotkania. Była wniebowzięta i natychmiast wpuściła nas do swojej sypialni i
wskazała łóżko, byśmy się rozgościły. Sama zachwycona usiadła na miękkim
dywanie z notesem w dłoni i zaczęła planować przygotowania i pisać smsy z
zaproszeniami.
– A może najpierw spytaj rodziców czy możesz tyle ludzi
zaprosić – zasugerowałam.
Rozejrzałam się po ciasnym pokoiku Wiktorii ze sceptycyzmem
podchodząc do tego czy zmieści wiele osób. W maleńkim lokum państwa Papuzińskich
były tylko dwa pokoje. Ten należący do Wiktorii, w zamyśle architektów, z
pewnością nie miał służyć do mieszkania. Nie było tam ani jednego okna, a sufit
był tak nisko, że wyższy osobnik musiałby schylać się, by tam wejść. Większą
część miejsca zajmowało łóżko, oprócz którego mieściły się tam jedynie minimalnych
rozmiarów biurko i lampa, oraz wnęka w ścianie, w której Wiki wieszała ubrania.
Wolałam nie myśleć co w niej jeszcze było. Ściany pomalowane były na czerwono i
ozdobione licznymi plakatami, co w połączeniu ze słabym światłem potęgowało
mroczną atmosferę. Ten pokój często kojarzył mi się z komórką pod schodami
Harrego Pottera, a Marcie podobał się jego tajemniczy klimat.
Ponownie złapałam się na tym, że sprawdzam, czy sufit
rzeczywiście nie schodzi skosem i nie kryje schodów. Nie krył. Opuściłam wzrok
i napotkałam utkwione we mnie niebieskie oczy Wiktorii.
– A po co? – spytała. – Jak nie ma szkoły na drugi dzień to
mogę robić co chcę.
Spojrzałyśmy na siebie z Julką znacząco. Nie było
wątpliwości, że nic nie stoi na przeszkodzie naszym planom. Zostawiłyśmy
imprezę w rękach Wiki i wróciłyśmy do swoich zajęć.
Przy wyjściu uśmiechnęłyśmy się do siebie.
– Pan rozpoczęty, siostro – powiedziałam wesoło.
– Tylko żeby Marta przyszła.
– Przyjdzie – zapewniałam Julkę – nie martw się. Ona lubi
ten pokój.
– Co lubi?
– Pokój Wiki. Bo taki mroczny.
Julka uśmiechnęła się.
– Przynajmniej tyle.
Pożegnałam się z Julką i ruszyłam w stronę przystanku
autobusowego. Pogoda była piękna. Wiosenne silne słońce całą mocą ogrzewało
ziemię i sprawiło, że liście na drzewach rozwinęły się i nabrały soczystego
odcienia zieleni. Złoty blask spływał po nich rozlewając się po szarym
chodniku. W oddali słychać było już nie tylko krakanie wron z pobliskiego
parku, ale całą kakofonię dźwięcznych głosów ptaków, które powiadamiały się
nawzajem o nadejściu wiosny. Ich śpiew mieszał się z krzykiem dzieci bawiących
się na placu zabaw i wesołym szczekaniem psów mających dość chłodu.
Dałabym wiele, by takich chwil było jak najwięcej i bym
mogła dzielić je z moim przystojnym chłopakiem. Przypomniałam sobie jego szare
oczy, starannie ułożoną blond grzywkę i radosny uśmiech. Chciałam natychmiast
wtulić się w jego ramiona, poczuć zapach i wziąć za rękę, by wspólnie podziwiać
piękno świata.
Bez zastanowienia wyjęłam komórkę i wybrałam numer Michała.
– Halo? – Usłyszałam
jego głos.
– Cześć kochanie – pozwoliłam sobie na te słowa przez
telefon. – Co robisz?
– Yyy… No trochę
jestem zajęty.
W tle usłyszałam śmiech i fontannę głosów. Najwyraźniej mój
chłopak świetnie bawił się w jakimś doborowym towarzystwie. Zignorowałam to.
– Szkoda – powiedziałam. – Myślałam, że wyjdziemy na spacer.
– Sory bejbe, nie
dzisiaj – rzucił Michał głosem, w którym pobrzmiewał śmiech.
– Czym jesteś taki zajęty? – spytałam podejrzliwie.
– Życiem kochana,
życiem.
– To znaczy?
– Spotkania z fanami,
wywiady, autografy… – wyliczał Michał, a w tle pobrzmiewały rozbawione
głosy.
– Przestań się wygłupiać Michał – powiedziałam. – Przecież
słyszę, że znowu siedzisz z chłopakami.
– To co głupio pytasz
co robię?
– Pstro. Wyjdziesz czy nie? – warknęłam zirytowana.
– Nie – odparł
sucho. – Zrozum kochanie, że nie mam dla
ciebie czasu. Za dużo spraw na głowie. Interesy, interesy.
– Jesteś idiotą – powiedziałam dobitnie. – Jedno
przedstawienie, a ty zachowujesz się jak pieprzona gwiazda!
– Musisz zrozumieć, że
ja jestem gwiazdą. Nie koniecznie pieprzoną, ale…
– Wal się – przerwałam mu i rozłączyłam się.
Cały mój dobry humor spowodowany ładną pogodą wyparował w
mgnieniu oka. Poczułam, że w oczach zwierają mi się łzy. Dlaczego mój chłopak
musiał tak mnie traktować? Czemu raz był troskliwy i kochany, a innym razem
zachowywał się tak, jakby miał mnie głęboko gdzieś? Czy to akurat on musiał
mieć cholerny syndrom Jekyll&Hyde’a?!
Wróciłam do domu i zamknęłam się w pokoju. Z słuchawkami na
uszach zasnęłam zanim zrobiło się ciemno.
W końcu nadszedł dzień, w którym miało odbyć się piżamowe
party u Wiki. Wspominałam czasy, kiedy Agnieszka organizowała coś takiego
przynajmniej raz w miesiącu, natomiast w wakacje spałyśmy w każdym domu całą
szóstką. Wieczorki u Agi były jednak całkiem inne. Siedziałyśmy wtedy oglądając
śmieszne filmiki w Internecie lub komedie i objadałyśmy się słodkimi ciastkami
popijanymi herbatą. Mama Agnieszki doskonale piekła, często więc miałyśmy
okazję kosztować jej domowych wypieków. Każda z nas miała swoje ulubione ciasto
z firmy pani Nowak.
U Wiktorii było zupełnie inaczej. Nie tylko dlatego, że od
tamtego czasu minęły prawie dwa lata, ale również z powodu zupełnie innego
usposobienia tej dziewczyny. Wiktoria była wulkanem energii. Zawsze się śmiała,
była wszędzie i nigdy nie widziałam jej smutnej czy złej. Tak było i tym razem.
Umówiona pora spotkania wypadła na godzinę 17.00. Niedługo
wcześniej szłyśmy z Julką przez miasto przygryzając chipsy i niosąc pod pachą
śpiwory. Słońce zawisło już nisko na niebie i ciepłe popołudnie odchodziło, by
ustąpić miejsca chłodnemu wieczorowi. Nasze nagie nogi i ramiona owiewał oddech
wiosennego wiatru, który nie powodował już gęsiej skórki, ale nie był też tak
ciepły jak latem.
Dotarłyśmy pod kamienicę Wiki jako jedne z pierwszych. Z
przeciwnej strony szły Aga i Majka. Kiedy nas zobaczyły pomachały z daleka.
Zaczekałyśmy na nie i razem weszłyśmy do środka.
Wiktoria przywitała nas uściskami i wskazała drzwi do
pokoju.
– A Marta i Paulina gdzie? – spytała.
– Zaraz będą.
– Bo jak nie… – Wiktoria zrobiła wojowniczą minę.
– Będą, będą – uspokoiła ją Aga. – Dzwoniłam do Marty.
Wiktoria ubrana jak zawsze w dresy przyjrzała się jej
podejrzliwie.
– Ej miałyście być w piżamach – powiedziała z wyrzutem
patrząc na Agnieszkę wystrojona w biały top, rurki i japonki.
– Spoko, mam na przebranie – odparła tamta. – Nie szłabym
tak przecież przez miasto.
Wiki spiorunowała ją wzrokiem.
– No co?
– Nic, właźcie – powiedziała czarnowłosa otwierając drzwi do
swego królestwa.
Pokój Wiki zmienił się w jedną wielką sypialnię. Całą
podłogę pokrywały materace, zniesione pewnie z wszystkich łóżek w mieszkaniu.
Nie chciałam pytać na czym teraz będzie spała jej rodzina. Dziewczyny rzuciły
się jedna na drugą tworząc kanapkę, po czym stękając i narzekając na obite
biodro, ramię, tyłek czy inną część ciała zaklepały sobie miejsca i rozłożyły
śpiwory, a także wskazane do przyniesienia przez Wiki poduszki i pluszaki.
Nie było mowy o spokojnym popijaniu herbatki, konsumpcji
ciast, oglądaniu filmów czy też graniu w karty. Wiki zarządziła grę w „prawda
czy wyzwanie” lub zabawę „just dance” na konsoli. Sama nie mogła się zdecydować
na którykolwiek z pomysłów.
– Do „prawdy…” za mało ludzi, a na „just dance” za dużo –
powiedziała Aga.
– Za dużo nie. Zrobimy zawody parami. – Wiktoria wstała i
spojrzała na nas z góry.
Cała czwórka leżała leniwie na materacach i obżerała się
chipsami.
– Ja nie wstaję, nie ma opcji – powiedziała Majka.
– Dalej! No co z was za lenie.
– I tak nie umiesz tańczyć Wika. Pokonałabym cię leżąc. –
Majka zasłoniła się poduszką przed ciosem przyjaciółki.
– No teraz sobie nagrabiłaś siostra – Wiktoria usiadła na
niej całym swoim ciężarem, a spod poduszki dało się słyszeć zgłuszony pisk
Majki.
– Fajny pomysł – powiedziałam. – Potańczmy.
Wiktoria wyciągnęła rękę, by przybić mi żółwika.
– No dalej laski, decydować się – ponagliła.
– Leżymy – powiedziała Majka spod poduszki.
Wiktoria przycisnęła ją mocniej do materaca.
W tej chwili usłyszałyśmy dzwonek.
– O w końcu – powiedziała Wiki i pobiegła otworzyć drzwi.
Po chwili wróciła z Pauliną i Martą.
– Gramy w „Just dance” na PS. Chodźcie – zwróciła się Wiki
do nowoprzybyłych.
Paulina z Martą spojrzały na nas, a my pomachałyśmy im z
naszego wygodnego legowiska.
– Jakoś nie widać. – Uśmiechnęła się Marta.
– Dopiero się rozkręcamy – usprawiedliwiła się Wiktoria.
– No już od godziny – powiedziała Julka, a cala nasza
czwórka wybuchła śmiechem.
– No ok – skapitulowała Wiktoria, gdy ucichłyśmy. – To co
wolicie dziewczyny, „prawda czy wyzwanie” albo „just dance”? Macie minutę, bo
zdecyduję za was.
– A może zamówimy pizzę? – zaproponowała Majka.
– To będziesz musiała wstać i iść ją odebrać – oznajmiła
czarnowłosa.
– Aga pójdzie. Prawda Aga? – Majka poklepała przyjaciółkę po
plecach.
– Ta jasne. – Agnieszka przeturlała się na plecy i położyła
sobie ręce pod głową. – Ja nigdzie nie idę.
– Co za lenistwo ja tu widzę – powiedziała Paula, a Wiki
znacząco pokiwała głową.
– To tańczymy, dalej – dodała po chwili. – Kto jest za?
Podniosłam rękę, a prócz mnie zrobiły to Paulina i Wiktoria.
– Leżymy – zaproponowała Maja i sama podniosła rękę, a w jej
ślady poszła Agnieszka.
Spojrzałyśmy na Julkę i Martę.
– Dwie nie głosowały, więc densimy. – Wiktoria ucieszyła
się.
– Ej, a „prawda czy wyzwanie”? – spytała Julka i sama
podniosła rękę.
– Wygrało, że densimy – zaprotestowała Wiktoria.
– To ja głosuję, że leżmy w takim razie – odparła Julka z
przekąsem. – Remis.
– Dobra gramy w tą „prawdę…” – Majka wstała na co reszta
spojrzała na nią zdziwiona. – Już wiem o co cię zapytam, Aga.
Tytuł rozdziału zapowiadał się zajebiście, i oczywiście nie pomyliłam się : ). "Densimy" - zaraziłam tym moją przyjaciółkę i co idziemy grać na PS, to tak gadamy ^^. Pizama Party <3.
OdpowiedzUsuńIsiia.
Haha! Świetnie się zapowiada :) Nie ma co - świetny tytuł :) Trochę przykra ta sytuacja z Michałem... Heh, wiosna tam w pełni, a u mnie jeszcze śnieg za oknem ;( Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
U mnie tak samo śnieg i to codziennie pada :/ A w weekend ma byc straszny mróz -.-
OdpowiedzUsuńO ja prdl! Zajebisty rozdział! Chcę więcej! Naprawdę świetnie piszesz i nie mogę się doczekać. Normalnie... A ten Michał to jakiś dziwny ;/ Nie podoba mi się jego zachowanie. "Nie mam dla ciebie czasu"?! Co to w ogóle jest?! Ja bym dusiła, wskrzesiła, nogi powyrywała, przyczepiła i powyrywała. Nie opuściłabym xD Czekam na więcej ;* <33
OdpowiedzUsuńOkrutna jesteś :P
Usuń