Wybaczcie zastój, ale miałam bardzo mało czasu na pisanie. Oto efekt:
W
szkole dziewczyny narzekały na pewien specyficzny rodzaj samotności. Snuły się
znudzone po korytarzach, lub marudziły pijąc słodką herbatę w stołówce. Prawdę
mówiąc mnie też wciągnął ten głupi problem. Zbliżały się walentynki, a żadna z
nas nie miała chłopaka. Co więcej okazało się, że na połowinki też nie musimy
koniecznie kogoś ze sobą zabierać, ale przede wszystkim smutno mi było, że nie
mam do kogo wysłać kartki. Paula i ja siedząc znowu pod pamiętną klasą od
matematyki rozmawiałyśmy o takich bzdetach jak połowinki i dyskoteka z okazji
walentynek właśnie. Chyba miałam doła, bo nie chciało mi się iść. Myślałam o
moim księciu z bajki, który choć nie istniał był moim oczkiem w głowie. Paula
próbowała mnie przekonać do udziału w szkolnej imprezie, a Marta i Maja
postanowiły nie iść.
- Wam już coś odbija! - powiedziała Paulina z
irytacją.
- No jak nam odbija? To dyr powiedział, że
połowinek nie będzie, a teraz nagle znowu są. Ja sobie sukienki nie uszyłam.
Już teraz matka nie zdąży! - bulwersowała się Majka.
- Przecież możesz kupić - próbowała dalej
Paulina.
Maja nie
odpowiedziała, tylko patrzyła na nas z góry stojąc z założonymi na piersiach
rękami i zaciskając usta. Paulina dała sobie z nią spokój.
- A ty dlaczego nie idziesz? - spytała Martę.
- Ja nie lubię takich imprez.
Paula wywróciła
oczami.
Nie przytoczę tego, co i kto mówił potem, gdyż
po prostu ciężko to było rozszyfrować. Dziewczyny mówiły jedna przez drugą, a
ponadto właśnie skończyła się przerwa i wszyscy z boiska przenieśli się na
korytarz potęgując hałas. Traf chciał, że następną lekcją była wychowawcza, na
której dziewczyny poruszyły temat i dyskusja rozpoczęła się od nowa. W końcu
kilka osób zadeklarowało obecność, kilka zbulwersowanych kategorycznie wycofało
się z uczestnictwa, a kilka pozostałych, w tym ja, nadal było
niezdecydowanych. Jako powód, dla którego miałabym nie iść podałam barak
partnera.
- W takim razie musimy znaleźć ci jakiegoś
chłopaka - powiedziała Paula z uśmiechem. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
- Powodzenia – powiedziałam robiąc znaczącą,
sceptyczną minę.
- No przestań! - Oburzyła się. - Tak ci się
podoba tamten blondyn?
Nie
odpowiedziałam. Paula patrzała na mnie w oczekiwaniu.
- Zuza - powiedziała w końcu.
- Nie o to chodzi.
- No to chodź.
- Gdzie?
- Zobaczysz - powiedziała zachęcająco.
Lekcje tego dnia
trwały krócej, a piątkowe popołudnie i tak miałam spędzić z Pauliną. Mimo to
zważając na mój niełatwy charakter postanowiłam trochę się z nią posprzeczać.
- Nie chce mi się.
- No chodź. Znajdziemy jakiegoś przystojniaka.
- Uhm - zakpiłam - Ciekawe jak chcesz znaleźć
chłopaka na kilka dni przed walentynkami.
- No zobaczysz, chodź - powtórzyła wyciągając
do mnie rękę. Bez słowa wyciągnęłam swoją i poczułam mocne szarpnięcie.
- Auć! To boli.
- Sorki - powiedziała Paulina - ale śpisz,
więc trzeba cię obudzić.
Paula mieszkała blisko szkoły, więc niecałe
pięć minut później znalazłyśmy się pod jej blokiem. Było to stosunkowo nowe
osiedle, zamieszkane w większości przez ludzi, którzy sprowadzili się tu z
innych miast lub z drugiego końca naszej małej mieścinki. To dziwne uczucie,
gdy człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że kogoś nigdy wcześniej nie widział,
choć w podstawówce znał niemal wszystkich.
Pod drzwiami stali jacyś chłopacy. Paula
energicznie ruszyła w ich stronę, prawie biegnąc i głośno się śmiejąc.
Zauważyli ją i poczęli wyciągać w jej stronę paczki z papierosami, bądź butelki
z piwem. Podziękowała ruchem głowy, z niektórymi z nich przywitała się całusem
w policzek lub objęciem, z innymi tylko podaniem ręki i zaczęła tłumaczyć
im coś gestykulując i wskazując na mnie. Przywołała mnie ruchem ręki.
Wolno podchodząc coraz bliżej słyszałam urywki ich rozmowy i przyglądałam się
twarzom. Nie byłam pewna jaką grę zaproponowała im moja koleżanka, ale sądząc
po ich minach musiała być im dobrze znana i lubiana. Przyjrzałam się nowym
kolegom. Było ich pięciu i ani jednego nie znałam. Na pomysł Pauliny przystali
bez zastanowienia.
- Poczekajcie. Pójdę po dziewczyny -
powiedziała odbiegając.
Spojrzałam na
przynajmniej o głowę ode mnie wyższych nieznajomych i pobiegłam za nią.
Sąsiadka Pauli o tym samym imieniu, wysoka blondynka, otworzyła nam drzwi
mieszkania na parterze.
- Butelka?! - spytała zachwycona. - Tylko
Paula weź więcej dziewczyn niż ostatnio, bo znowu będzie trzech na jedną.
Szczerząc się
nieskromnie blondynka przyjrzała mi się uważnie. - Paulina jestem - podała mi
rękę.
- Zuzanna.
Przez chwilę
jaszcze świdrowała mnie dużymi, szarymi oczyma o posklejanych tuszem rzęsach,
po czym rzekła:
- Ok, to pójdę się przebrać i Maćka wezmę też,
a wy idźcie po dziewczyny.
- Spoko. Dziś będzie Zuzka i moja kuzynka,
Agata przyjechała do babci - z dumą i nieukrywaną radością powiedziała
Paulina.
- Więc na razie - odpowiedziała blondynka i
zamknęła drzwi. Paula ruszyła schodami w górę, a ja pobiegłam za nią.
- Oszalałaś? - wysapałam, gdy zatrzymałyśmy
się pod następnymi drzwiami - butelka?
- A co w tym złego?
- A o co ta butelka?
- Oj, zobaczysz.
- Nie, powiedz teraz - spojrzałam jej w oczy.
- Zuz, chyba nie myślisz, że...
- Ja nic nie myślę. Tylko się pytam.
W tej chwili
otworzyły się drzwi, z których wyłoniła się siwa głowa o małych oczkach i
wielkich okularach na zakrzywionym nosie.
- Cześć babciu - powiedziała Paulina - my po
Agę. To moja koleżanka, Zuzia.
- Dzień dobry - przywitałam się, a małe oczka
skierowały się na mnie mrużąc się i wytężając.
- Dzień dobry - odpowiedziała starsza pani. -
Po co wam Agatka? Obiad musi zjeść, a ty Paulina też pewnie jeszcze nic nie
jadłaś.
- Matka wróci z miasta, to da. Wiesz, babciu,
że nie lubi, kiedy jem u ciebie.
Małe oczka
spojrzały teraz na Paulę z wyrazem pretensji i nutką miłości.
- Agata! - krzyknęła starsza pani w głąb swego
mieszkania i po chwili koło niej pojawiła się młoda dziewczynka o ciemnych
włosach i błyszczących oczach.
- Paulina - zawołała rzucając się na szyję
kuzynce.
- Jak długo zostajesz? - sucho spytała ją
Paulina.
- Dopiero zaczęły mi się ferie. Jeśli mama
pozwoli to dwa tygodnie.
- Szczęściara. My jesteśmy już po feriach, nie
Zuza? - spojrzała na mnie. - Tak w ogóle to moja kuzynka Agata, a to moja
przyjaciółka Zuza.
Kolejny raz
dzisiaj podałam rękę obcej dziewczynie. Ta była jednak zupełnie inna niż
blondynka z dołu. Jej błyszczące, dziecięce jeszcze oczy popatrzyły na mnie
bystro, a usta wykrzywiły się delikatnie w skromnym uśmiechu. Ciepłą, pulchną
dłonią potrząsnęła lekko moją rękę, jak to mają w zwyczaju dzieci i już
otworzyła usta, by coś powiedzieć, gdy Paula wyprzedziła ją słowami:
- Idziesz z nami pograć w butelkę?
Malinowe i pełne
usta dziewczynki zacisnęły się mocno, a w policzkach pojawiły się urocze dołki.
Wydała z siebie cichy pomruk zastanowienia spoglądając na Paulę i w głąb
mieszkania.- Sama nie wiem - powiedziała.
- No chodź, będzie fajnie - namawiała ją
kuzynka.
- Na całowanie? - spytała nieśmiało.
- Nie, tym razem na chodzenie.
- Co? – spytałam usłyszawszy co mnie czeka,
ale dziewczyny zignorowały to.
- Nie wiem, babcia się nie zgodzi –
powiedziała Agata przenosząc wzrok ze mnie na Paulinę i z powrotem.
- Zgodzi się, tylko nie mów jej dokąd idziesz.
Po kilku minutach Agata dała się przekonać i
zeszła z nami na dół. Pojawiła się również blondynka z parteru z towarzystwie
podobnej sobie koleżanki. Widząc minę Agaty utożsamiałam się bardziej z tą
młodą dziewczynką niż z Pauliną i jej koleżankami.
- Trochę nas mało i tak skoro jeszcze Maciek
będzie i Mariusz - powiedziała Paulina. - Na tym osiedlu sami chłopacy
mieszkają.
- To nic, i tak już nikogo nie znajdziecie -
powiedział Mariusz, brat Pauliny, który zjawił się właśnie i stanął koło mnie.
- Więc kto będzie? - spytała retorycznie
Paulina i zaczęła liczyć coś na palcach. - Ja, Paulina, Monika, Zuzia i Agata
plus ty, Miłosz, Kamil, Tomek, Adam, Rafał i Maciek... to na pewno żadnej
dziewczyny więcej nie będzie?
- Nie, chodźmy.
Jak się okazało w nowych blokach był strych.
Na górze było trochę sprzętów porozstawianych w nieładzie, ale także dużo
wolnego miejsca. Usiedliśmy w kręgu. Chłopacy trzymali się bardziej po jednej
stronie, a ja, Paula i Agata po drugiej. Jedynie blondynka i jej koleżanka
Monika odbiegły od normy wciskając się pomiędzy chłopaków nazwanych Tomkiem
i Rafałem. Któryś z nich jednym duszkiem opróżnił butelkę piwa i położył
ją pośrodku koła. Zabawa miała polegać na tym, że każdy z nas po kolei kręcił
butelką. Losowanie było nieważne, gdy szyjka wskazała kogoś tej samej płci lub
członka rodziny losującego. To mogło zdarzyć się kilkakrotnie, gdyż nie tylko
Paulina i Mariusz byli rodzeństwem, ale również blondynka z parteru i Maciek.
Podejrzewałam, że moja przyjaciółka miała konkretny cel w tej grze. Zauważyłam,
ze nie spuszcza wzroku z Miłosza, chłopaka o dłuższych włosach i wyglądzie
gitarzysty kapeli rockowej. Kręcąc butelką starała się nadać jaj odpowiednią
siłę, by ta zatrzymała się w określonym punkcie. Losowała jako pierwsza, a
jej wybranką została Paulina z parteru. Dziewczyna o mglistych, szarych oczach wybuchła
śmiechem wyciągając rękę po butelkę i posyłając chłopakowi siedzącemu przy
niej zalotne spojrzenie. - To teraz ja kręcę - powiedziała nie kryjąc swego
zamiaru. Wbrew moim oczekiwaniom zabawa trwała dłużej niż się spodziewałam i
wywoływała u wielu z uczestników wielkie zadowolenie i śmiech. Często zdarzały
się sytuacje, gdy z wylosowanych osób nie dało się utworzyć pary lub, gdy
szyjka butelki wskazywała wolną przestrzeń pomiędzy siedzącymi.
- Ej, to prawie ja! - zaśmiała się głośno
Monika, gdy jeden z kolegów po raz kolejny wylosował przestrzeń pomiędzy nią a
Pauliną. - Ze mną masz przecież chodzić, Adam.
- Widzisz, że próbuję cię wylosować i mi się
nie udaje - zaśmiał się chłopak.
- To się nie liczy, teraz ja kręcę -
powiedział Miłosz sięgając po butelkę.
- Nie, to było moje piwo, chyba mam prawo
sobie znaleźć dziewczynę!
- Ej, ale spokojnie - uspokoiła go Paulina. -
Znajdziesz, przecież widzisz, że jeszcze nikt nie ma.
Byłam pewna, że byłoby już po wszystkim gdyby
nie niezliczona liczba wyjątków. Wyniki losowania ciągle były kwitowane słowami
"to się nie liczy" lub "z nim już chodziłam w tamtym
miesiącu. Czekajcie, jeszcze raz". W końcu, naginając zasady Adam
wylosował Monikę, a zbulwersowany Rafał namówił Paulinę z parteru, by
zrezygnowała z zabawy "bo i tak wszyscy oszukują". Gotowe pary
opuściły krąg, by nie robić tłoku. Paulinie nie udało się wylosować Miłosza, a
po trzech wykorzystanych wyjątkach musiała zgodzić się na młodszego od siebie
Maćka. Kolejny raz nadeszła moja kolej i bez przekonania rozbujałam szklany
wskaźnik. W kręgu pozostałam już tylko z Mariuszem, Agatą, Tomkiem, Miłoszem i
spokojnym Kamilem. Butelka wirowała niezwykle długo, aż w końcu zatrzymała się
przed tym ostatnim, który chwycił ją błyskawicznie rzucając krótkie "ok,
ale muszę już spadać" i podniósł się z miejsca. Natychmiast wstałam i
nieświadomie powtórzyłam jego słowa.
Ha! Miałam nosa co do tego opowiadania!
OdpowiedzUsuńNie jest ono tak banalne, jak większość tych, które czytałam. Zaskakujesz wydarzeniami, dajesz ciche podpowiedzi, co do dalszych zdarzeń.
Zupełnie nie żałuję, że poprosiłam Cię o informowanie.
Zastanawia mnie tylko jedno...
Jakiego zaklęcia użyłaś, czarownico, że sprawiłaś, iż spodobało mi się coś, za czym na co dzień nie przepadam(?). xD
Czekam na dalsze akcje.
Informuj jak zwykle.
Pozdrawiam serdecznie,
GeminiGirl...;)
A cóż takiego Ci się spodobało, bo nie wiem czego nie lubisz? ;>
OdpowiedzUsuńOgół mi się spodobał.
UsuńNormalnie nie czytam tego typu opowiadań, ale Ty sprawiłaś, że chcę więcej i więcej.
Chcę Ci za to podziękować i również zaprosić na drugi rozdział ''Psychokinetyczki''.
http://psychokinetyczka.blogspot.com/
Pozdrawiam serdecznie,
GeminiGirl...;)